Działacze lubuskiego stowarzyszenia Wolne Konopie postanowili zrobić eksperyment. Uzbroili się w faje wodne i worki wypełnione substancją przypominającą marihuanę. Chcieli pokazać, "jak się bronić, gdy zatrzyma cię policja". Tyle że przez kilka godzin akcji nikt nawet nie zainteresował się tym, co robią i co palą
Stowarzyszenie Wolne Konopie w woj. lubuskim liczy ok. 10 oficjalnych aktywistów i 50 "sympatyków". Na czele zwolenników "zioła" stoi Rafał Grudziński, student politologii na Uniwersytecie Zielonogórskim. W minioną sobotę skrzyknął kolegów i postanowił zrobić mały happening.
Worki, faje, chmury dymu
Kilku działaczy lubuskiego stowarzyszenia Wolne Konopie wyszło na ulice Zielonej Góry w ostatnie sobotnie popołudnie. Siły połączyli koledzy z Nowej Soli, Żar i Niedoradza. "Uzbroili się" w faje wodne i małe woreczki strunowe, w jakich przechowuje się marihuanę. Obrali sobie trasę: wyruszyli spod Palmiarni i przeszli się deptakiem po to, by o godz. 17.45 dotrzeć na ul. Partyzantów, gdzie mieści się główna siedziba zielonogórskiej komendy policji. Tam zademonstrowali fajki wodne, dookoła rozsypali wypełnione zieloną substancją worki. Co chwilę znikali w chmurach dymu, który wydobywał się z ich płuc.
Chcieli wzbudzić zainteresowanie, sprowokować. - Celem akcji było pokazanie, jak zachować się w sytuacji, gdy zatrzyma cię policjant. Jak z nim rozmawiać, jak się bronić - wyjaśnia Rafał Grudziński, prezes Wolnych Konopi w Zielonej Górze.
I jak się bronić?
- Zawsze podkreślamy, że nie należy dobrowolnie poddawać się karze. Trzeba walczyć. Prokuratura często umarza później takie śledztwa. Pamiętajmy, że "posiadanie marihuany w celu niezwłocznego spożycia" jest dopuszczalne. My, odpalając bonga, nie zrobiliśmy nic nielegalnego. A gdy policja zapyta, skąd mamy zioło, powołujemy się na artykuł 175 Kodeksu postępowania karnego, który mówi o odmowie składania wyjaśnień. Mamy do tego prawo, jeśli jesteśmy przesłuchiwani w charakterze podejrzanych - szkoli Grudziński.
Sęk w tym, że ani policja, ani przechodnie szczególnie nie zainteresowali się akcją Wolnych Konopi. Na schodach pod komendą chłopcy przesiedzieli ponad godzinę. W tym czasie miało się przewinąć kilkunastu policjantów. Reakcje? - Tylko jeden nas zaczepił, pytając żartobliwie: jak tam chłopaki, palicie zioło? - opowiada Grudziński.
Działacze Wolnych Konopi prowokację zaliczają do udanych. Wydedukowali, że właściwie można palić, co się chce i gdzie się chce. - Policję tylko chwalić. O takie zachowanie mundurowych nam chodzi. Przecież nie robimy nikomu krzywdy, nie naruszamy wolności innych ludzi - tłumaczy prezes zwolenników "zioła".
Nie uważają, że odbiór akcji byłby inny, gdyby faję napełnili prawdziwą marihuaną. - Policja nie miała szansy wiedzieć, co jest w środku. Byliśmy w zbyt dużej odległości, by można było poczuć charakterystyczny zapach marihuany. Nikt nie sprawdził zawartości. Mamy też dość tolerancyjne społeczeństwo, bo przecież ludzie powinni zgłosić możliwość popełnienia przestępstwa - mówi szef Wolnych Konopi.
Dlaczego stchórzyli? - dopytuję. - Część aktywistów ma już za sobą przykre doświadczenia, nie chcieli ryzykować. Wśród nas były też osoby, które nigdy nie były zatrzymane, też wolały nie ryzykować - wyjaśnia Grudziński.
Fajki każdy mieć może
Małgorzata Barska, rzeczniczka zielonogórskiej policji: - Gdyby działacze Wolnych Konopi zachowywali się podejrzanie, na pewno nikt by nie przeszedł obojętnie. Gdyby przed komendą roznosił się zapach marihuany, tym bardziej policjanci by zareagowali. Ale posiadanie fajki wodnej nie jest zabronione, a schody pod komendą są miejscem publicznym - komentuje.
