Polecane Sklepy

HEMP.pl - growboxy, lampy, nawozy do uprawy roślin

nasiona marihuany

 
 
 
 
Inne ciekawy Artykuły związane z Prawem ...

TEMAT: Zrobił karierę w Szkocji. Wtedy upomniał się o niego sąd .

Zrobił karierę w Szkocji. Wtedy upomniał się o niego sąd . 10 lata 6 dni temu #1

  • DIESEL
  • DIESEL Avatar
  • Offline
  • ... oblany żywicą
  • naturalnie
  • Posty: 3534
  • Zebranych lumenów: 7798
  •  

  •  

Brak racjonalnego myślenia w naszych sądach to chyba normalka.




Inwalida, z dwójką dzieci, zrobił karierę w Szkocji. Sąd wypomniał mu marihuanę i ściągnął do więzienia w Polsce

Menedżer, uzdolniony programista maszyn. Szybko awansuje w szkockiej firmie, spłaca długi, stać go na alimenty. Sąd ma inne zdanie. Menedżer to dla niego "osoba zdemoralizowana", wobec której "nie można wnioskować, że na wolności nie popełni ponownie przestępstwa".

Marihuana bez bólu

Miał pięć lat, gdy rodzice zabrali go na spacer po centrum Poznania.

Jedzie na trzykołowym rowerku. Ojciec krzyczy za nim, by zwolnił, ale Robert jest szybki, nie słyszy ojca. Wpada pod nadjeżdżający tramwaj.

- Stracił lewą nóżkę, ale przeżył - opowiada Jan, ojciec Roberta. - Sędzia powiedział, że to w części moja wina. Do końca życia będę słyszał to zdanie.

Po wypadku Robertowi został kikut lewej nogi, ucięty nad kolanem i potem 830 zł renty. Z dzieciństwa pamięta: nie może grać w piłkę, dziewczyny patrzą na niego z litością. Dochodzą jeszcze ataki padaczki - to uraz powypadkowy.

Kiedy dorasta, zaczyna palić marihuanę. Ojciec domyślał się. Lucyna, matka Roberta: - Nie widziałam wszystkiego. Chyba wtedy nie umieliśmy mu pomóc.

Spotykam Roberta w areszcie, w Poznaniu. Lekko kuleje, ma protezę, której nie widać spod więziennego drelichu. Średniego wzrostu, przystojny. Uśmiecha się. - Popalałem regularnie. Kupowałem w dyskotekach, od znajomych. Marihuana pomagała mi zapomnieć o braku nogi, przynosiła ulgę. Pozwalała wkupić się w towarzystwo. Po wypadku miałem ataki padaczki, a po zapaleniu, znikały. Więc paliłem coraz więcej.

W 1999 r. Robert żeni się, rodzi mu się córka. Dziewczynka ma lekkie porażenie mózgowe. Mieszkają najpierw z rodzicami Roberta. Potem wynajmują mieszkanie, bo nie stać ich na własne. Robert - technik elektronik z wykształcenia, ma rentę. Dorabia w ochronie, bo w tej branży niepełnosprawni są pożądani. Wrzuca jeszcze ulotki do skrzynek pocztowych.

To i tak za mało, by utrzymać rodzinę. Rodzice wspomagają go finansowo. W 2006 r. rodzi mu się syn.

Układ

Jest wczesna wiosna 2007 r. Stacja benzynowa na poznańskim osiedlu. W nieoznakowanym wozie policyjni tajniacy obserwują mercedesa, do którego podjeżdża volkswagen. Prowadzi go młody chłopak. Wysiada, podchodzi do mercedesa. Zostawia kierowcy kopertę, wraca z paczką. Policjanci wybiegają, zatrzymują chłopaka, mercedes ucieka z piskiem opon.

Zatrzymany to Robert. Siedzi w radiowozie z paczką wielkości notesu - blisko 150 gram marihuany. Trafia do aresztu. Ponad pół roku czeka tam na proces.

Prokurator oskarża go o kupno narkotyków i wylicza, że towaru wystarczyłoby na 299 porcji. Nie wierzy Robertowi, że marihuana ograniczyła padaczkę, pomagała w bólach fantomowych. Śledczy uznaje, że Robert jest dilerem, handluje marihuaną. Ale na to nie ma dowodów.

Robert przyznaje się przed sądem, że marihuanę kupił, przekonuje, że dla siebie. Zawiera układ - godzi się półtora roku więzienia i 2,5 tys. zł grzywny.

Po wyroku sędzia pozwala mu czekać na resztę odsiadki na wolności. Robert czeka, ale prosi sąd, by odroczyć karę więzienia, a prośbę uzasadnia trudną sytuacją rodzinną: jest kaleką z chorą córką, małym synkiem, bez pracy. Sędzia odracza odsiadkę na pół roku.

Maszyna w jednym palcu

Na wolności Robert dorabia, ale szuka stałej pracy. W internecie znajduje ogłoszenie: poszukiwany technik elektronik. Praca od zaraz. W Szkocji. Decyduje się i wsiada do samolotu. Mógł, bo sąd nie zabrał mu paszportu, nie zakazał opuszczania kraju.

Ojciec: - W Polsce nie miał przyszłości. Zdrowy człowiek nie mógł znaleźć pracy, a co dopiero kaleka.

Robert pracuje w Szkocji, a na początku 2009 r. sąd zgadza się na kolejne przesunięcie kary. Uzasadnienie: Robert na wolności nie popadł w konflikt z prawem. Po drugim odroczeniu adwokat Roberta, poznański mecenas Paweł Szwarc, składa wniosek o warunkowe zawieszenie kary. Z Polski przychodzą dobre wieści. Sąd przychylił się do prośby, ale wyrok jest nieprawomocny.

W Szkocji Robertowi idzie raz lepiej, raz gorzej. Fizycznej pracy podjąć nie może. Trzyma się zawodu elektronika i łapie nadarzające okazje. Musi płacić za mieszkanie, rachunki za gaz i prąd. Czasami nie wystarcza mu do pierwszego, czasami pieniądze posyła mu matka. Po pół roku przyjeżdża żona z dziećmi. Szkocja jej się nie podoba: za zimno, za mokro. Wraca z dziećmi do Polski, sama. Małżeństwo się rozpada. Robert musi płacić alimenty.

Szuka lepiej płatnej pracy. Zanosi podanie do lokalnego urzędu pracy. David, Szkot, 50-latek, który prowadzi firmę produkującą plastikowe części do rolls-royce'ów, samolotów, a nawet do stacji kosmicznych czyta życiorys Roberta. Ciekawi go elektroniczne wykształcenie.

- Wcześniej nie zatrudniałem ludzi spoza Wysp, niepewnie podchodziłem do Roberta. Bałem się różnic kulturowych, nieznajomości języka. Ale był najlepszym kandydatem. Po drugim spotkaniu zaproponowałem mu posadę - mówi.

Robert: - To była praca dla małp. Stałem i w odpowiednim momencie naciskałem guzik.

David: - Kiedyś spytał, czy może zabrać do domu instrukcję obsługi maszyny. Zdziwiłem się, bo to cegła, nikt jej nie czytał.

Robert po kilku dniach obsługę maszyny miał w małym palcu. David postawił go więc na trudniejszą. To samo. Pewnego dnia zachorował programista, nie można było ustawić maszyny na produkcję ważnej części. Robert ją zaprogramował.

David: - Gdy zwolniło się miejsce w dziale inżynierii, Robert był oczywistym kandydatem.

Rozmawiam z Davidem przez telefon. Sądzi, że Robert jest teraz w Polsce, bo opiekuje się chorym ojcem.

Zdemoralizowany menedżer

Po awansie Robert chodzi do pracy w garniturze, zarządza grupą ośmiu osób. Programuje produkcję, dobrze zarabia. Wysyła pieniądze byłej żonie i dzieciom, podsyła też matce i ojcu.

Dwa lata temu, gdy ma 33 lat, poznaje 18-letnią Paulinę. Zamieszkują razem.

Paulina: - Nie chciałam się uczyć, pracowałam jako kosmetyczka. Robert przekonywał, że muszę skończyć studia, bo później nie ma na to czasu. Rzuciłam pracę. Studiuję anglistykę, ale chcę być dyplomowaną kosmetyczką.

Paulina się uczy, a Robert zarabia. Tymczasem w Polsce, w 2010 r., prokuratura zaskarża decyzję sądu, by Robertowi odroczyć odsiadkę.

- Skoro sąd wymierzył karę więzienia, to uznał, że prognoza wobec Roberta S. jest negatywna - mówi prokurator Mateusz Pakulski, szef Prokuratury Rejonowej Poznań-Stare Miasto.

- Ale sąd dawał mu szansę, dwukrotnie odraczał więzienie - dopytuję.

- Bo Robert S. argumentował to trudną sytuacją rodzinną. Ale na warunkowe zawieszenie to nie wystarcza.

- Zmienił swoje życie. Ktoś to sprawdził?

- Nie mieliśmy takiej możliwości. Jeśli nawet jego zachowanie jest nienaganne, nie oznacza to, że zrozumiał karę. Mógł przecież pozostać w przekonaniu, że jest bezkarny.

Poznański sąd okręgowy przychyla się do zdania prokuratury. Uznaje, że "nie można określić pozytywnej prognozy społeczno-kryminologicznej" wobec Roberta. Uznaje go też za "osobę zdemoralizowaną".

Robert musi odsiedzieć dziewięć miesięcy.

Wezwania do więzienia trafiają do skrzynki pocztowej w mieszkaniu w Polsce, w którym nie mieszka od czasu, gdy wyjechał na Wyspy. Zawiadomień nikt nie odbiera. Właściciel mieszkania kontaktuje się z rodzicami Roberta, że z sądu przychodzą listy polecone. Informują sąd, że syn jest w Wielkiej Brytanii, ale ten dalej śle zawiadomienia na stary adres.

W czerwcu 2011 r. sąd wysyła za Robertem list gończy. Wiosną 2012 r. wydaje za nim europejski nakaz aresztowania, który pozwala ścigać przestępców na terenie całej Unii Europejskiej.

"Nie wiem, kiedy wrócę"

Brytyjska policja zjawia się w firmie Davida w marcu 2013 r. Robert jest ubezpieczony, nie ukrywa się, płaci podatki.

Policjanci wchodzą do biura, podchodzą do Roberta.

- Zna pan takiego? - pokazują list gończy.

- Znam.

- Gdzie on jest?

- To ja - mówi.

Dziwią się, widząc menedżera. Davidowi policjanci mówią, że to nic takiego i chcą tylko wyjaśnić starą sprawę z Robertem. Zabierają go na posterunek. Policja brytyjska zabiera mu paszport, każe raz w tygodniu meldować się na posterunku i daje czas na załatwienie spraw w Polsce.

Adwokat Szwarc składa w imieniu Roberta wniosek o ułaskawienie do prezydenta Bronisława Komorowskiego. Kancelaria prośbę odsyła do sądu w Poznaniu, a ten wniosek odrzuca, bo "więzienie to naturalna konsekwencja, z którą liczyć się powinien każdy, kto popełnia przestępstwo".

Adwokat przekonuje, że sąd nie zbadał zachowania Roberta od czasu skazania: zaczął nowe życie za granicą, pracuje, płaci alimenty na dzieci.

Paweł Szwarc: - Nie popełnił w tym czasie żadnego przestępstwa, wiele osiągnął, mimo kalectwa. Udowodnił, że kara, którą już odsiedział, spełniła swoje zadanie.

Prośbę o ułaskawienie piszą też rodzice Roberta. Kancelaria Prezydenta znów odsyła je do sądu, a ten odrzuca. Robert zostaje deportowany do Polski w listopadzie ub. roku. Davidowi mówi, że musi wyjechać, bo jego ojciec jest ciężko chory. Paulinie mówi prawdę.

Robert siedzi najpierw w więzieniu na Białołęce. W styczniu tego roku Roberta przenoszą do więzienia w Gębarzewie w Wielkopolsce. Odwiedza go mama, z jego 15-letnią córką.

Matka: - Zawiozłam mu książki o programowaniu, o które prosił, ale nie pozwolili mi ich zostawić.

Robert dzwoni do Pauliny z automatu na korytarzu więzienia. Słyszy, że Paulina na niego czeka, że pomalowała ściany w mieszkaniu i kupiła kilka bibelotów, by było przytulniej.

Sędzia Jarema Sawiński, rzecznik poznańskiego sądu okręgowego, czytał na naszą prośbę akta sprawy Roberta. Jarema Sawiński: - W odmowie o ułaskawieniu nie ma informacji, czy wzięto pod uwagę jego sytuację życiową. Sąd uznał, że Robert S. się ukrywa za granicą.

- Ale to nie było ukrywanie.

- Może starać się o wcześniejsze wyjście z więzienia - mówi Sawiński.

Sąd penitencjarny uznał właśnie, że Robert może wyjść na przepustkę. Na jeden dzień.

David wydzwania na komórkę Roberta, bo kupił nowe maszyny i trzeba je zaprogramować. Ale telefon ma Paulina, udaje, że jest Robertem i pisze do Davida SMS-y: "Z ojcem jest źle, nie wiem, kiedy wrócę".

Wolność traktujemy tanio

- Pozbawiamy ludzi wolności często niezgodnie ze standardami i zasadami, które obowiązują w naszych przepisach - komentuje prof. Monika Płatek, ekspert prawa karnego
Rozmowa z prof. Moniką Płatek, ekspertem prawa karnego

Alicja Lehmann: Czy w historii Roberta jest coś, co panią - jako karnistkę - uderzyło

Prof. Monika Płatek: Siedmiomiesięczny areszt w oczekiwaniu na proces. Kodeks postępowania karnego podkreśla, że sprawa ma być zakończona szybko i sprawnie i że areszt jest do trzech miesięcy. Tymczasem u nas przyjęło się stosować areszt na trzy miesiące i pod koniec tego terminu działać w kierunku uzasadnienia dalszego jego stosowania. W tej konkretnej sprawie wydaje się, że nieprawidłowość zaczęła się już na samym początku, kiedy młody człowiek za posiadanie narkotyków na własny użytek przesiedział siedem miesięcy w areszcie. To czas, w którym nie przygotowywaliśmy go - czego wymaga odbywanie kary - do życia na wolności, tylko mu tę wolność odebraliśmy.

Być może w przypadku Roberta długi areszt zadziałał, bo mężczyzna nie wrócił na drogę przestępczą?

- Areszt to nie kara. Nie można tu więc stosować miar przysługujących karze. Musimy pamiętać o tym, że jeśli mówimy o zasadach prawa, zwłaszcza zasadach prawa karnego, to nie możemy się skupiać tylko i wyłącznie na naruszeniu prawa przez stronę, której stawiamy zarzut. Zobowiązanie do przestrzeganie prawa dotyczy też organów ścigania. Przedłużający się areszt nie służy wzmacnianiu szacunku do prawa i przestrzegania prawa. Służy poczuciu, że prawo działa wybiórczo. Nie każdy trafia na tyle miesięcy do aresztu, nie każdy otrzymuje karę taką, jak w tym przypadku. Dla przykładu porównajmy wyroki w sprawach młodych ludzi, przetrzymywanych w areszcie za posiadanie często drobnych ilości narkotyków ze sprawami dotyczącymi wykorzystywania seksualnego dzieci poniżej lat 15. Tych drugich, znacznie poważniejszych przestępstw, dopuszcza się specyficzna grupa ludzi dorosłych, nauczycieli, duchownych, którzy są skazywani jakże często na karę dwóch lat pozbawienia wolności. Kary te są następnie odraczane na rok, a po roku zawieszane. I wtedy prokuratura nie ma żadnych wątpliwości.

Z czego może to wynikać?

- Być może z tego, że zasada równości wobec prawa w Polsce niekoniecznie działa. Być może inaczej patrzymy na dość bezbronnych, młodych, którzy nie mają pleców, znajomości, znaczenia. Inaczej zaś traktujemy ludzi, za którymi stoi instytucja, z którą się liczymy.

To poważny zarzut wobec organów ścigania.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale niestety jest to zarzut potwierdzony konkretnymi przypadkami, choćby takim, jak tu opisany.

W przypadku Roberta prokurator przyznał, że nie zbadał, jak wygląda jego życie w Szkocji, ale zakładał, że mógł tam popełniać przestępstwa. Czy na tej podstawie mógł nie zgodzić się na zawieszenie kary?

- Jeżeli takie założenie było podstawą negatywnej opinii w sprawie zawieszenia wykonania kary, to jest to założenie nieuprawnione. Nie ma podstaw, by zakładać, że obywatel będzie popełniał przestępstwa. Nie wydaje się słuszne przyjmowanie założenia, że ktoś, kto został skazany, będzie ponownie naruszał prawo. Organy ścigania i wymiaru sprawiedliwości nie powinny przyjmować, że każdy obywatel to potencjalny przestępca. Dawniej, w PRL-u, prewencja generalna miała służyć odstraszeniu potencjalnych przestępców. Karaliśmy więc, sądząc, że bez surowych kar każdy będzie łamał prawo. Każdy był więc traktowany jak potencjalny przestępca. Dziś kara, w ramach prewencji generalnej, ma służyć informacji i podnoszeniu kultury prawnej. Ale jak widać PRL trzyma się - przynajmniej w myśleniu niektórych - nadal mocno.

Nie można z racji tego, że ktoś został raz skazany zakładać, że będzie popełniał następne przestępstwa. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że ktoś, kto trafi do więzienia, może do niego znowu trafić. Ale ono niekoniecznie wynika z tego, że człowiek demoralizuje się w więzieniu. Często jest skutkiem tego, że po wyjściu stawiamy moc barier utrudniających włączenie się w normalny tryb życia na wolności. Rozumowanie prokuratora jest więc błędne. I być może szkoda, że sąd nie wziął pod uwagę, że to ono leżało u podstaw zaskarżenia wniosku o warunkowe zawieszenie wykonania kary. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy jednak przez siedem miesięcy ten człowiek był w areszcie pozbawiony wolności.

Myśli pani, że dla Roberta jest jeszcze szansa?

- Przesiedział większość wyroku. Sąd może już zasądzić warunkowe, przedterminowe zwolnienie i nie przeszkadzać mu w realizowaniu tego, do czego sam doszedł bez pomocy służb społecznych i politycznych. Można nie stwarzać mu trudności przed wyjazdem za granicę. Owszem, można powiedzieć, że ten mężczyzna mógł informować o tym, gdzie jest, co robi za granicą i jaka jest jego sytuacja społeczna, rodzinna i pracownicza. Być może organy ściągania, mając tę informacje, zachowałyby się inaczej. Ale rozumiem, że on z kolei mógł stracić zaufanie do organów państwa. W końcu trudno oczekiwać innej reakcji w sytuacji, kiedy ktoś trafia na tyle miesięcy do aresztu i odbiera mu się wolność na tak długo, podczas gdy prawo mówi bardzo wyraźnie, że trzeba natychmiast przerwać areszt, jeśli okoliczności sprawy nie budzą wątpliwości, sprawca nie stanowi zagrożenia dla porządku prawnego. Tu okoliczności były jasne od początku. Oczywiście organy mogą zasłaniać się tym, że na wolności mógł utrudniać postępowanie bądź dalej naruszać porządek prawny. I organy zawsze będą silniejsze od nas. Do nich będzie należało ostatnie słowo. Natomiast siedem miesięcy przy tego typu sprawie jest dowodem, że stosujemy areszt w sposób arbitralny i dowolny. Poświadcza to też orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który wielokrotnie wytyka Polsce strukturalny problem nadużywania aresztu. Traktujemy wolność tanio. Pozbawiamy ludzi wolności często niezgodnie ze standardami i zasadami, które obowiązują w naszych przepisach.

Jeśli urząd nie przestrzega prawa, to wprawdzie to nie usprawiedliwia obywatela, ale usprawiedliwia jego brak zaufania do reprezentantów porządku w kraju. Ten młody człowiek powinien był informować organy gdzie jest i co robi. Ale pewnie łatwiej będzie się prawidłowo zachować słabszemu, czyli obywatelowi, jeśli urząd będzie działał zgodnie z przepisami, okazywał szacunek do wolności obywatela i traktował go z godnością.

źródło: poznan.gazeta.pl/poznan/1,36037,15580054,Zrobil_kariere_w_Szkocji__Wtedy_upomnial_sie_o_niego.html
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

 
 
 

Zrobił karierę w Szkocji. Wtedy upomniał się o niego sąd . 10 lata 6 dni temu #2

  • Tuptuś
  • Tuptuś Avatar
  • Offline
  • ... na WEG'u
  • Posty: 132
  • Zebranych lumenów: 214
  •  

  •  

Bo to Polska właśnie, nie elegancja Francja...
Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie...
Nie czyń drugiemu co Tobie nie miłe!
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Zrobił karierę w Szkocji. Wtedy upomniał się o niego sąd . 10 lata 6 dni temu #3

  • 4Elements
  • 4Elements Avatar
  • Offline
  • ... oblany żywicą
  • Słońce srogo smaży
  • Posty: 762
  • Zebranych lumenów: 1281
  •  

  •  

Jejku jak już czytałem że "areszt to nie kara pozbawienia wolności" to się we nie coś gotuje. Wrr co za ludzie
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

 

Zrobił karierę w Szkocji. Wtedy upomniał się o niego sąd . 10 lata 6 dni temu #4

  • kajjoje
  • kajjoje Avatar
  • Offline
  • ... indukujący
  • Posty: 177
  • Zebranych lumenów: 279
Bolą mnie tego typu sprawy,a jeszcze bardziej wkurwia mnie przeliczanie jak w tym przypadku 150G na działki dilerskie,kurwa jak im wyszło 299 porcji :huh:
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Zrobił karierę w Szkocji. Wtedy upomniał się o niego sąd . 10 lata 6 dni temu #5

to prawo sie samo wykończy z czasem
przyjme nasiona. Juanita la Lagrimosa : )
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Zrobił karierę w Szkocji. Wtedy upomniał się o niego sąd . 10 lata 6 dni temu #6

  • Prosty człek
  • Prosty człek Avatar
  • Offline
  • ... na FLO
  • Zielony uspokaja :)
  • Posty: 355
  • Zebranych lumenów: 538
  •  

  •  

Nasze prawo jest jak nieudany eksperyment genetyczny i etyka nie pozwalająca na jego eutanazję. Przy czym etyka to właśnie ten PRL'owski sposób myślenia.
Pomyśleć, że takie coś dzieje się na około nas i w czasie rzeczywistym. Kiedy my czytamy ten artykuł, koleś siedzi w jakimś żałosnym Gębarzewie i czeka na cud...
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Marihuana przynosiła ulgę. Wpadł, ale go wypuścili 10 lata 3 dni temu #7

  • hempgreen
  • hempgreen Avatar
Marihuana przynosiła ulgę. Wpadł, ale go wypuścili
Inwalida bez nogi, który zrobił karierę w Szkocji i którego sąd kazał zamknąć za marihuanę, wyszedł z więzienia. Sąd penitencjarny wypuścił go na wolność i zgodził się na wyjazd za granicę.

Historię Roberta opisaliśmy w ubiegłym miesiącu. Kiedy ma pięć lat, wpada pod tramwaj i traci lewą nogę. Zostaje mu kikut, ucięty tuż nad kolanem. Od dziecka czuje się odrzucony przez rówieśników i dlatego już jako nastolatek zaczyna palić marihuanę.

- Pomagała mi zapomnieć o braku nogi, przynosiła ulgę. Pozwalała wkupić się w towarzystwo. Po wypadku miałem ataki padaczki, a po zapaleniu, znikały. Więc paliłem coraz więcej - opowiada później.

Uznali, że może żyć na wolności

W marcu 2007 r. Robert trafia do aresztu. Policja zatrzymuje go na jednej z poznańskich stacji benzynowych, kiedy kupuje narkotyki. Zostaje skazany na rok i sześć miesięcy więzienia. Wychodzi po siedmiu miesiącach aresztu i ma czekać na wezwanie do zakładu karnego. W międzyczasie wyjeżdża do Szkocji i robi karierę jako programator maszyn w firmie, która produkuje plastikowe części m.in. do rolls-royce'ów, samolotów i statków kosmicznych. A w Polsce sąd najpierw dwukrotnie odracza mu wyrok, a potem warunkowo zawiesza. Jednak nie zgadza się na to prokurator i ostatecznie w listopadzie 2013 r. Robert zostaje deportowany do Polski. Siedzi w więzieniu w Gębarzewie.

Kiedy jest w Polsce, sąd odrzuca jego prośbę o ułaskawienie. Kolejną do sądu wysyła jego ojciec. Sąd Rejonowy Poznań-Stare Miasto miał się nią zająć w połowie kwietnia tego roku. Ale nie zdążył, bo wcześniej sąd penitencjarny wypuścił Roberta z więzienia. Z wnioskiem o wcześniejsze wyjście zwrócił się dyrektor zakładu karnego w Gębarzewie.

- To częsta procedura. Prawie 90 proc. wcześniejszych wyjść inicjowane jest przez dyrektora zakładu - tłumaczy Michał Wiśniewski, rzecznik prasowy ZK Gębarzewo. Dodaje, że nie może wypowiedzieć się na temat Roberta, bo ten jest już na wolności. - Jeśli skazany ma pozytywną opinię od kuratora i od policji, nie widzimy przeciwwskazań, aby go trzymać w zamknięciu. Ale najpierw obserwujemy więźnia przez dłuższy czas.

- Tu procedura była błyskawiczna - dopytujemy.

- Widocznie sędzia uznał, że ten człowiek może żyć na wolności.

Robert opuścił więzienie na początku kwietnia.

Lucyna, matka Roberta: - Cały czas się bałam, że go nie wypuszczą. Jestem o niego spokojna. Dostał nauczkę i myślę, że on chce żyć dobrze.

Jan, ojciec Roberta: - Rozmawiałem z nim przez telefon. Powiedziałem mu, że jeśli będzie brał przykład z ludzi, którzy żyją godnie, to zajdzie daleko. Jestem na niego zły, że wplątał się w to wszystko. Ale z drugiej strony jestem dumny, że wyszedł z tego o własnych siłach.

Skłamał ze strachu

Robert jest już w Szkocji. Kiedy był deportowany, skłamał szefowi, że jedzie do Polski opiekować się chorym ojcem. Nie był pewien, czy nie straci pracy.

- Okazało się, że moje stanowisko jest już zajęte. Musieli kogoś zatrudnić, bo nie miał kto projektować maszyn - mówi Robert. - Ale dostałem propozycję bycia szkoleniowcem dla nowych ludzi. Zgodziłem się, oczywiście, i od poniedziałku już pracuję. Będę musiał poczekać na awans.

Sąd penitencjarny zawiesił Robertowi karę na dwa lata i zgodził się, aby mężczyzna wyjechał za granicę. Przydzielił też kuratora, z którym Robert musi kontaktować się raz w miesiącu.

Mecenas Paweł Szwarc, adwokat Roberta: - Najważniejsze, że sąd nie robił problemów z opuszczeniem kraju. W jego przypadku tylko takie rozwiązanie było sensowne. Zresocjalizował się sam i w końcu sąd to dostrzegł.

- Będzie się pan teraz pilnował? - pytamy Roberta.

- Jak nigdy przedtem. Wiem, jak wygląda życie za kratkami i nie chcę tam wracać. Bardziej opłaca się normalne życie, które w końcu odzyskałem. I którego nie zamierzam stracić.

Źródło: wyborcza.pl
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.

Zrobił karierę w Szkocji. Wtedy upomniał się o niego sąd . 10 lata 3 dni temu #8

  • DIESEL
  • DIESEL Avatar
  • Offline
  • ... oblany żywicą
  • naturalnie
  • Posty: 3534
  • Zebranych lumenów: 7798
  •  

  •  

Super! Oby więcej takich informacji :)
Ostatnio zmieniany: 10 lata 3 dni temu przez DIESEL.
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Moderatorzy: AS

Polecane Sklepy

HEMP.pl - growboxy, lampy, nawozy do uprawy roślin

Nasiona Marihuany