W swoim hermetycznie zamkniętym kraju władze Korei Północnej nadzorują produkcję metamfetaminy, skąd trafia ona w przemysłowych ilościach na inne kontynenty.
Kiedy Kim Dzong Un, przywódca Korei Północnej, nie rzuca akurat członków swojej rodziny na pożarcie wygłodniałym psom, nie ustala listy fryzur, jakie powinni nosić jego obywatele, i nie gmera przy przyciskach wyrzutni rakiet nuklearnych, z wypiekami na twarzy śledzi nowinki z Zachodu. Toteż jego uwadze na pewno nie umknął kultowy już serial „Breaking Bad”, opowiadający historię nieporadnego nauczyciela chemii, który podbija rynek narkotykowy produkowaną przez siebie metamfetaminą bardzo wysokiej, nieosiągalnej wręcz, jakości. Scenariusz raczej nie zrobił jednak na Kimie wrażenia. Jak pokazuje śledztwo amerykańskiej antynarkotykowej agencji rządowej DEA, władze Korei Północnej wytrwale, niczym serialowy Walter White, nadzorują produkcję tego narkotyku w swoim hermetycznie zamkniętym kraju, skąd trafia on w przemysłowych ilościach na inne kontynenty. Dokładnie tak, jak w serialu, metamfetamina Kima ma „nieosiągalne” 99 proc. czystości.
Jak filiżanka kawy
- Sprzedawałam w życiu wszystko – opowiada w wywiadzie dla „Los Angeles Times” Park, 44-letnia północnokoreańska uciekinierka. Chociaż kobieta sprawnie upłynniała zarówno guziki, papierosy, jak i suszone kalmary, to zarobić na życie udało się jej dopiero w 2007 roku, kiedy przerzuciła się na sprzedaż metamfetaminy, jednego z najsilniej uzależniających i najbardziej wyniszczających narkotyków na świecie. Była wówczas zdesperowaną rozwódką, która miała na utrzymaniu dzieci i niepełnosprawną siostrę. Jak tłumaczy, tylko dlatego weszła w ten biznes. Jednak wbrew pozorom produkcja i handel narkotykami nie jest w Korei Północnej niczym wyjątkowym.
Każdy, kto przebrnął choćby przez pierwszy odcinek „Breaking Bad”, wie, że metamfetaminę można bez problemu produkować nawet w sfatygowanej przyczepie. Toteż w kraju Kimów wiele osób jest zaangażowanych w narkobiznes. Wysokiej jakości „lód”, zwany też „bingdu”, Park kupowała zwykle po 15 dolarów za gram, mieszała z narkotykiem gorszego sortu, dzieliła na mniejsze porcje i odsprzedawała, zarabiając na tym kilka dolarów. Mimo drakońskiego prawa używanie metamfetaminy nie stanowi tabu w Korei Północnej. Ot, stosuje się ją jako lekarstwo na przeziębienie albo na wzmocnienie. Studenci ją zażywają, kiedy uczą się do późna. Kiedy ktoś przychodzi w gości, w dobrym tonie jest zaproponować mu „kreskę”. Inna uciekinierka z Korei Północnej cytowana przez amerykańską gazetę mówi, że zażywanie metamfetaminy jest „jak picie kawy, kiedy jest się śpiącym, przy czym «lód» jest dużo lepszy”.
W niektórych regionach nawet połowa społeczności może być uzależniona. Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że narkotyk jest także stosowany do zmniejszenia uczucia głodu, który jest dużym problemem w Korei Północnej. To była zresztą jedna z okoliczności, która spowodowała, że Koreańczycy z Północy w ogóle rozpoczęli narkotyczną fiestę.
Biuro 39
Według ekspertów, których przywołuje „Daily Mail”, obecnie aż 40 proc. dochodów Korei Północnej pochodzi z nielegalnych działań. Wszystko zaczęło się jeszcze w latach 70., kiedy Korea Północna nie była w stanie spłacać swojego długu zagranicznego. Rządzący wówczas Kim Ir Sen, dziadek Una, polecił swoim dyplomatom, aby utrzymywali się sami. Ci, korzystając ze swojego immunitetu dyplomatycznego, zaczęli przemycać haszysz i heroinę. Jednak wielu z nich wpadło i zostało wydalonych z kraju goszczącego. W latach 90. Kimowie musieli zmienić taktykę. Tym bardziej, że kraj ogarnęła klęska głodu, która pochłonęła od 600 tys. do miliona ofiar. A w tym samym czasie w USA metamfetamina stawała się coraz bardziej popularna. Kim Dzong Il, który przejął władzę po swoim ojcu Kim Ir Senie w 1994 roku, postanowił skorzystać z okazji.
Według raportu, przygotowanego w 2007 roku dla Kongresu USA, do którego w związku z ostatnim śledztwem DEA dotarł „Vice News”, Kim Dzong Il powołał „Biuro 39”, które miało nadzorować wszelką dochodową działalność kryminalną w kraju, chodziło między innymi o nielegalne substancje, fałszywe pieniądze czy szmugiel papierosów. Potężne fabryki farmaceutyczne zostały przemienione w laboratoria metamfetaminy, które rękami swoich wykwalifikowanych pracowników, produkowały tony narkotyków. Przede wszystkim miało to być nie tyle „opium dla ludu”, ale ekskluzywny materiał eksportowy.
Policja przechwytywała znaczne ilości północnokoreańskiej metamfetaminy, które miały trafić m. in. na Filipiny, do Japonii i Australii. Był to chemicznie czysty narkotyk, najwyższej jakości, którego wyprodukowanie metodą chałupniczą byłoby karkołomnym zadaniem. I tak w latach 90. Korea Północna, nekrokracja, w której prezydentem wciąż pozostają zwłoki Kim Ir Sena, stała się narkokracją i potężnym graczem w handlu metamfetaminą.
Kraj rodziny Soprano
Miało się to zmienić w 2006 roku. Wtedy władze Korei Północnej wydały narkotykom wojnę. Wydano dekret, wedle którego za przestępstwa narkotykowe miała grozić kara śmierci. W zeszłorocznym raporcie dla Kongresu Departament Stanu USA stwierdza, że w 2010 roku Kim Dzong Il nie handlował już metamfetaminą na dużą skalę. Jednak David Ascher, były doradca amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego, uważa, że dekret był jedynie pokazówką, której zadaniem była konsolidacja władzy.
- Nie ma czegoś takiego, jak przestępczość zorganizowana w Korei Północnej, w której nie bierze udziału rząd. Przestępstwa podważają przywództwo. Przyjęli to prawo tylko po to, żeby zmylić Zachód, żeby móc kontrolować ten biznes wewnątrz kraju, aby zyskać pewność, że członkowie partii nie działają za plecami przywódców. To jest kraj rodziny Soprano. Jeśli starsi przywódcy dowiadują się, że ktoś ich próbuje obejść, taka osoba ginie – mówi Ascher w rozmowie z „Vice News”.
Podobnego zdania jest cytowany przez ten sam serwis Raphael Perl, autor raportu z 2007 roku. - Kiedy już w to wejdziesz, jesteś uzależniony od tego handlu. Cała hierarchia wojskowa jest zaangażowana zarówno w dystrybucję, jak i produkcję metamfetaminy. To jest najbardziej dochodowy przemysł. Czemu mieliby zamykać zyskowny biznes, skoro może to im wyjść na sucho? – pyta retorycznie Perl.
Wygląda na to, że Koreańczycy stali się jedynie bardziej leniwi i mniej skorzy do brudzenia sobie rąk. Dziś raczej umożliwiają międzynarodowym kartelom produkcję narkotyku na swoim terytorium i eksport na cały świat, pobierając za to odpowiednią taksę. Nieco światła w tej unurzanej w absurdzie sprawie rzuciły zeznania aresztantów, którzy niedawno całkiem niespodziewanie trafili przed oblicze nowojorskiego sądu.
Zasadzka
24 stycznia 2013 roku na spotkaniu w Bangkoku reprezentanci tajemniczej firmy z Hong Kongu przedstawili potencjalnym klientom pewną ofertę sprzedaży. Byli to członkowie zorganizowanej grupy przestępczej, wśród nich 53-letni Chińczyk Je Tjong Tan Lim, którzy chcieli sprzedać północnokoreańską metamfetaminę najwyższej jakości, której tonę wywieźli już na Filipiny. Na ich nieszczęście potencjalnym klientem byli w rzeczywistości informatorzy DEA.
Tajniacy, po tym, gdy w kwietniu otrzymali próbki, zdecydowali się kupić 100 kg narkotyku od Lima, którzy wierzył, że trafi on na sprzedaż do Nowego Jorku. Pośrednikiem pomiędzy człowiekiem DEA a Limem był Scott Stammers, Brytyjczyk żyjący w Tajlandii, któremu pomagał Philip Shackles, jego rodak, który również miał doświadczenie w szmuglowaniu północnokoreańskiego „lodu”. Transportem, rozpakowywaniem, logistyką i bezpieczeństwem miał się zająć wraz ze swoim gangiem Adrian Valković, człowiek pochodzący z Europy Wschodniej.
Latem spotkali się wszyscy bohaterowie tej bajki – informatorzy DEA, Sheckles, Stammers i Volković. Ustalili, że przykrywką dla transportu będzie impreza lub sesja zdjęciowa na jachcie. Organizacja Lima wysłała nawet 4,7 tys. kg herbaty, żeby urządzić swego rodzaju próbę generalną.
Jesienią panowie trafili za kraty. Znajdują się teraz w USA, gdzie będą sądzeni. Prokuratorzy badają 100 gigabajtów dowodów. Wraz z postępami śledztwa na światło dzienne wydostaje się coraz więcej szczegółów. Zeznania Lima potwierdzają, że Koreańczycy działają dziś inaczej.
Lim zeznał, że jego szefowie w Hong Kongu mają wyłączny dostęp do metamfetaminy produkowanej w Korei Północnej. „Rząd Korei Północnej spalił wszystkie laboratoria. Tylko nasze nie zostały zamknięte... Po to, żeby pokazać Amerykanom, że już nie sprzedają, wszystkie je spalili. Potem przetransportowali [metamfetaminę] do innej bazy” – miał powiedzieć Lim według aktu oskarżenia.
W tym świetle połajanki i groźby zawieszenia szczątkowej współpracy, jakie płyną z Zachodu po każdym odpaleniu rakiet przez Kima, wydają się groteskowe. Symptomatyczne, że realne zagrożenie dla młodego przywódcy Korei Północnej nie pochodzi wcale z Pentagonu, czy seulskich ministerstw, ale ze skromnych biur organizacji lobbujących za liberalizacją polityki narkotykowej.
Źródło : onet.pl